Wygranymi z definicji zazwyczaj są ci, którzy wyglądają na wygranych. W tym wypadku jest to tym bardziej oczywiste, że mamy do czynienia z rzadką sytuacją, kiedy silniejsi i słabsi nie utrzymują równowagi poprzez ustępstwa słabszych wobec silniejszych tylko odwrotnie. Wielka Brytania mogła przegrać i z Zulusami i z Afganami i z Amerykanami wygrywając z kolei z Wielkimi Mogołami, z Francuzami, z poszczególnymi Radżami, bo będąc silna musiała być wszędzie łapiąc wiele srok za ogon.
Tutaj mamy sytuację w której strona jawnie słabsza od swojego przeciwnika (nie mówiąc już o jego sojuszniku) pozwalała sobie na wymuszanie na nim daleko idących ustępstw zdobytych w innych warunkach, które systematycznie i pod każdym względem się dla niej pogarszały.
Armeńczycy zdobyli Karabach w sytuacji, wktórej sprawowali w Armii Czerwonej wysokie oficerskie i generalskie pozycje oraz byli doświadczeni w napaści na Afganistan, czego Azerom nie było wolno; w sytuacji w krórej wieloetniczny a dopiero utworzony Azerbejdżan musiał zetrzeć się z jednolitym narodem, w której PKB per capita był równy w Azerbejdżanie i Armenii, w której Azerbejdżańczyków było zaledwie 2 razy więcej niż Ormian a Rosja była po ich stronie. W tej sytuacji by odebrać region liczący 150 tys. Ormiańskich mieszkańców Ormianie wygnali dodatkowo 400 tys. Azerskich mieszkańców z okolicznych regionów oraz dokonali wielu zbroni na Azerach.
Od tego czasu Azerbejżan rozwijał się dwa razy szybciej niż Armenia tak że przeciętny Azer jest bogatszy od Ormianina 2 krotnie. Również wzrost demograficzny był nieco wyższy, tak że samych Azerów jest już nie 2 lecz 3 krotnie więcej. Ich kraj nie jest już tylko niepodległą republiką radziecką lecz ma 30 lat historii i wspólnej tożsamości narodów go zamieszkujących poza Azerami. Rosja od 30 lat upada i po konfliktach w Gruzji i na Ukrainie nie może już sobie pozwolić nawet na konflikt na Białorusi a co dopiero w Azerbejdżani i Turcji. Turcja z kolei gospodarczo i militarnie rośnie w siłę.
W takiej sytuacji utrzymywanie stanu jawnie bezprawnego międzynarodowo – zajmowanie nieuznawanego Górskiego Karabacu, jawnie bezprawnego moralnie – zajmowanie terenów rdzennie Azerskich, wymagała od strony silniejszej, Azerbejdżanu i Turcji, jedynie rozpoczęcia z góry wygranej wojny.
Wreszcie Rosja, rzekomy zwycięsca... Rosja która mając bazy w Armeni nie zdoałała interweniować, nie zdołała nawet umożliwić Armenii oficjalny konflikt grożąc Turcji własną interwencją w razie jej, nie zdecydowała się dostarczyć broni ani ochotników ani doradców walczącym, nie rozwiesiła nawet parasola dyplomatycznego a wreszcie nie powstrzymała się od milczenia i przyznała, że w Rosji jest tylu samo Ormian co Azerów. Rosja nie jest w stanie już więcej interweniować przeciw Azerbejdżanowi i Turcji i poniosła pełną porażkę już wtedy, gdy wojna wybuchła. Jej sojusznik został zgnieciony w dodatku przy jej bierności. Owszem, jej 1800 żołnierzy wejdzie do Karabachu, ale za cenę wycofania się z własnej inicjatywy Ormian z wielkiej liczby terenów bez walki i bez żadnego ustępstwa z drugiej strony. W dodatku na terenie zamieszkanym przez Ormian pojawią się Turcy, najgorszy wróg i ludobójca Ormian. Rosja tutaj straciła wszystko. Jedyna co zyskała, zyskała kosztem Armenii, za "karę" iż ta dwa lata wcześniej rozluźniła przyjaźń – teraz Rosja jest nie tyle sojusznikiem Armenii co stabilizatorem jej zamrożonego konfliktu gwarantującym sobie przyjaźń Armenii jedynie z lęku przed odmrożeniem konfliktu. To skazuje Armenię na Rosję i to nie jako przyjaciela ale sceptycznego patrona.