"Kolejna, po Wassermannównie, bolesna sierota z PiS. Kacper Płażyński - to kandydat na prezydenta Gdańska, którego jedyną kompetencją jest osierocenie przez ojca w dniu 10 kwietnia 2010. Czy naprawdę ktoś może uznać, że to wystarczy do zarządzania stolicą Pomorza?" - napisała na Twitterze Joanna Senyszyn. W programie "Tłit" stwierdziła, że nie żałuje swoich słów. - Tak po prostu jest. Trzeba pisać prawdę. To nie jest wrzucanie wszystkich do jednego worka. Chodzi o "jeżdżenie na trumnach". Są bolesne wdowy, dzieci, wnuki, które domagają się ciągle odszkodowań, głównie pisowskie... - przekonywała. W ocenie Senyszyn, kariera polityczna nie powinna zaczynać się od prezydentury dużego miasta. - Trzeba coś sobą reprezentować. Jestem przeciwna wchodzeniu do polityki zaledwie po studiach. Najpierw trzeba pokazać, co się potrafi zrobić ze swoim życiem, a dopiero potem urządzać je innym - tłumaczyła. Senyszyn stwierdziła, że "nie ma powodów do przeprosin". - Politycy...
rozwiń