Dziwne, że zakaz wchodzenia do lasów i parków oraz nakaz pozostawania w domach wraz z delikatnymi sugestiami by nie otwierać okien zbiegł się w czasie z pożarem radioaktywnych lasów wokół Czarnobyla. Wiemy już, że maseczki jakich powszechnie używamy, czyli takie bez filtra, wcale nas nie ochronią przed wirusem, może jednak mogą jakoś chronić przed wdychaniem przyniesionych wiatrem radioaktywnych cząstek popiołu. Przed czym właściwie chciał ochronić nas minister Szumowski, czyżby doznał natchnienia? Cyrkulacja powietrza na różnych obszarach jest raczej stała, więc tam dokąd sięgnął radioaktywny pył w 1986 roku teraz znowu może się pojawić. Niestety nie zostaniemy ostrzeżeni o tym ponieważ po katastrofie w Czarnobylu kraje europejskie podpisały umowę o nie informowaniu obywateli o zagrożeniu promieniowaniem gdyż i tak nie można nic na to poradzić, więc nie należy wzniecać paniki. Stąd właśnie te stanowcze informacje, że radioaktywna chmura znad Czarnobyla, to fake news. Pożary są jednak niezaprzeczalnym faktem i wiemy jak groźne są lasy, które się palą. Nie ma dymu bez ognia i bez wątpienia nie ma także ognia bez dymu. Dym jak wiadomo unosi się w górę i przesuwa się z wiatrem. Na tym terenie Europy wiatr wieje prawie zawsze jednakowo, np z okolic Czarnobyla na północny wschód, czyli na Szwecję, Danię, następnie przez Świnoujście wzdłuż Odry na południe do kotliny kłodzkiej i w kierunku Śnieżki. Zakaz wychodzenia z domów oraz wchodzenia do lasów uniemożliwił nam sprawdzenie poziomu napromieniowania. Pożar jednak trwa i wiatry z północnego wschodu, ze wschodu i z północy przy zachodniej granicy mogą nieść napromieniowane cząsteczki. Przerażają próby wmówienia nam, że te straszne lasy, w których od 34 lat leżą napromieniowane w czasie katastrofy liście, płoną...bezdymnie i nie ma żadnej chmury radioaktywnej.