Do waszych gabinetów trafiają pacjenci, którzy są zdrowi, to znaczy zdrowi, z COVID się wyleczyli,
ale mają powikłania?
Tak, powikłania zarówno wczesne, jak i późniejsze, pocovidowe. Bardzo dużo mamy takich pacjentów. W dalszym ciągu od
kilku miesięcy w Polsce utrzymuje się tendencja późnego zgłaszania do lekarza, w tym do lekarza rodzinnego, leczenia
się samodzielnie, leczenia się jakimi resztkami antybiotyków, sterydów wziewnych, które pożyczamy
od dzieci najczęściej i się leczymy, kupowanym koncentratorem tlenu, który, przypomnę, jest też lekarstwem,
a nie jest ot tak sobie do brania, tylko dlatego, że ktoś usłyszał, że dobrze jest się tlenem leczyć. Teraz wszyscy są od wszystkiego
specjalistami.
No to proszę powiedzieć, co robić, właśnie panie doktorze. No ja mam tego koronawirusa
i jakoś tam, powiedzmy, daję radę...
Pierwsza rzecz to dzwonić. Dzwonić szybko, w ciągu jednego, dwóch dni
skontaktować się z lekarzem rodzinnym, wtedy ta odpowiedzialność się poszerza. To już nie jest tak, że leczysz się sam. Monitoruje
cię lekarz, zleca niektóre leki, monitoruje, bada,
czasem zaprasza do przychodni, czasem zdalnie - to dużego znaczenia nie ma. Ale jest zawsze pod
ręką i w niektórych sytuacjach oczywiście zaprasza, bo to może mieć
znaczenie wtedy, kiedy sytuacja jest gorsza, pojedzie to takiego chorego, zleca test, zleca inne badania,
zleca badania pocovidowe, jeżeli dobrze przebiega. Szybciej kieruje do szpitala niż zwykle sam chory chce
do tego szpitala iść, bo chorzy odsuwają to w czasie i są dopiero pod koniec drugiego tygodnia hospitalizowani - wtedy
możemy ich nie uratować, chorzy przyjeżdżają w bardzo ciężkim stanie. Anestezjolodzy
biją na alarm. Ten chory powinien się pojawiać średnio 4, 5 dni wcześniej. Pojawia się za
późno z potężnymi powikłaniami, z dusznością, z potężnym kaszlem, tygodniową gorączką i saturacją około
70. I wtedy "ratujcie mnie". Wtedy bardzo często tego człowieka nie możemy uratować.