programy
kategorie

Dr Tomasz Karauda: czasem pacjenci umierają, bo dochodzi u nich do nadkażenia szpitalną bakterią

Największą trudnością pacjentów z COVID-19 jest niewydolność oddechowa. Problem jest do tego stopnia poważny, że wielu pacjentów z koronawirusem, którzy na nią cierpią, pozostają w szpitalu mimo że już nie zarażają. - Na oddziałach postcovidowych wdrażane jest odpowiednie leczenie, ale zdarza się, że u takiego pacjenta dochodzi do nadkażenia lekooporną bakterią szpitalną - mówi w programie "Newsroom" dr Tomasz Karauda.

Tranksrypcja:Mówimy o tym, co się dzieje z koronawirusem, ale coraz częśc...
rozwiń
ma to już za sobą, o powikłaniach związanych z koronawirusem, związanych z COVID-em. W jaki sposób
cierpi nasz układ oddechowy po tym, jak już pokonał koronawirusa i poradził sobie z COVID-em?
Drodzy państwo, tu warto zacząć od niewydolności oddechowej, czyli gdy myślimy o COVID-19, to natychmiast
kojarzy nam się duszność, kojarzy nam się problem z płucami. I rzeczywiście to jest wiodący problem u pacjentów z COVID-19.
Czasami jest tak, że mamy pacjentów hospitalizowanych, często nawet taki wariat, w którym pacjent
po kilku tygodniach już przestaje być zakaźny, chcemy go wypisać, ale ma niewydolność oddechową
tego stopnia, że nie jest w stanie bez tlenu oddychać w domu. Więc taka osoba nie może być wypisana
do domu, przechodzi do kolejnych oddziałów o profilach internistycznych, tak zwanych post-covidowych, gdzie jeszcze
są próby wdrażania leczenia czy sterydami i utrzymywania wysoko przepływowej tlenoterapii,
aż te płuca się zregenerują. To jest jeden problem. Czyli niewydolność oddechowa pozostająca
po chorobie. A zdarza się, że one, panie doktorze, te płuca się w ogóle nie regenerują po COVID-zie, że się nie udaje ich jakoś
odratować, polepszyć ich stanu?
Tak, to jest częsty scenariusz. To znaczy osoba, która już przestała chorować na COVID-19, ma spustoszone
płuca, trafia do oddziału internistycznego, gdzie nie odzyskuje swoich funkcji oddechowych, a dzieje się
coś gorszego - to znaczy łapie infekcję szpitalną. Jest zakażony którymś z wielu antybiotykopornych
bakterii, rozwija zapalenie płuc nałożone już na COVID-19 i odchodzi
po prostu w powikłaniach szpitalnego zakażenia. I albo część osób wymaga przeszczepu
płuc i niestety nie doczekuje tego momentu, więc to jest nie żart, a scenariusz u wielu ludzi.
To jest przerażające, co pan mówi, panie doktorze, bo wydawałoby się ktoś, kto pokonał koronawirusa jakoś przeżył, może nawet udało
się bez respiratora, wydaje się: o Boże, dziękuję, udało się, przeszedłem to - a potem się okazuje, że jest kolejny atak, który właściwie,
chociaż to już nie jest koronawirus ani COVID, okazuje się, że jest jeszcze trudniejszy, że nie do pokonania.
Tak, tak, to dotyczy najcięższych pacjentów, czyli tych, którzy najtrudniej przechodzą COVID-19,
mają największe spustoszenie w płucach i u nich można by oczekiwać po tygodniach, miesiącach
poprawy. Ale ponieważ przez szereg tygodni, nim ta poprawa nadejdzie, oni wciąż przebywają w szpitalu, bo no wiadomo,
nikt nikt nie wypisze z taką niewydolnością oddechową do domu. Więc oni będąc w szpitalu niestety
nadkażają się bakteryjnie i takie osoby dużo trudniej jest odratować. Inny wariant jest taki, że ktoś wychodzi
z choroby COVID-19, ale na przykład wraca za tydzień, dwa z nasiloną dusznością.
I pytamy siebie: no przecież już ten pacjent był u nas, leczyliśmy go z powodu COVID-19. A wraca
z powodu zatorowości płucnej - to jest znowu kolejna bardzo ważna choroba, która pojawia
się często u tych pacjentów. Czyli tworzy się taki korek w tętnicy płucnej, gdzie osiada skrzeplina
i nagle krew z serca nie może dotrzeć do płuc. I to wymaga pilnego leczenia szpitalnego,
rozpuszczającego taką skrzeplinę i to jest część pacjentów, którzy
wraca po kilku tygodniach do szpitala. Dzisiaj jesteśmy trochę nauczeni doświadczeniem, by części tych
pacjentów zabezpieczać również zastrzykami w brzuch, które rozrzedzają krew, mówiąc tak kolokwialnie.
I zabezpieczać przed tym powikłaniem, ale wciąż jest to bardzo często obserwowane. Widzimy
też większe ryzyko zgonu z powodu zawału mięśnia sercowego, udarów - więc
to są ci chorzy, którzy przechodzą w sposób cięższy COVID-19. Ci, którzy przejdą łagodnie,
w domu, nie obserwujemy najczęściej jakiś istotnych działań niepożądanych poza przejściowymi,
niekiedy utrzymującymi się problemami neurologicznymi, mgłą mózgową, taką, o której gdzieś
tam wspominamy, depresyjnymi stanami, przejściowymi stanami psychotycznymi, zaburzeniami węchu i tak
dalej - to są takie odległe powikłania.
4 reakcje
0
4
0
Podziel się
Komentarze (0)

Programy Wirtualnej Polski

KOMENTARZE
(0)