minister Dworczyk, o tym, że będziemy szczepili wcześniej tą drugą dawką. Czyli troszeczkę, ponieważ mamy
dostęp do preparatów, nie będzie problemu z materiałem, z tą amunicją, więc zaczynamy drugą kulę armatnią
wystrzeliwać wcześniej, czyli przyspieszamy drugie dawki. Domyślam się, panie profesorze, że to jest dobra decyzja, tak pan ją ocenia i pewnie to rekomendowaliście
panu ministrowi, panu premierowi?
Tak, większość, w zasadzie wszyscy członkowie Rady Medycznej, którzy się wypowiadali na
naszym forum, była za tym, żeby w tej chwili skrócić. Ale zawsze jest pewne "ale" - wydłużenie
odstępu między szczepieniami zwykle w jakimś stopniu wydłuża szansę
na dłuższą odpowiedź. Aczkolwiek my w tym wypadku nie wiemy jeszcze, na ile to jest prawda. Opieramy
się na doświadczeniach z innych szczepień, przeciwko innym chorobom. Z tym, że decyzja o tym
skróceniu wynika i zmiana tej strategii jest całkowicie rozsądna i uzasadniona
również względami innymi niż czas trwania odporności.
Bo o tym, tak jak powiedziałem, nie wiemy jeszcze. W marcu, gdy podejmowano decyzję o wydłużeniu, po
prostu nie mieliśmy tej szczepionki. Chodziło o to, żeby jak najwięcej osób dostało przynajmniej jedną dawkę. Ta strategia bardzo
dobrze się sprawdziła w Wielkiej Brytanii. Wiemy, jaki efekt był takiego postępowania.
U nas przyjęto to z konieczności, ale w tej chwili, gdy szczepionki mamy znacznie więcej, chodzi
o to, żeby jak największy odsetek populacji nabył tą pełną odporność. Nie ma
co ukrywać,wielu osobom zależy na tym, żeby uzyskać pełną odporność i uzyskać prawo
do podróżowania.
Jasne, no to jest całkiem konkretny, rozsądny argument. Jeśli kogoś to skłoni do szczepienia, bardzo dobrze. Ozdrowieńcy, zdaje się,
panie profesorze, też będą trochę pewniejsi, trochę szybciej będą pewniejsi, bo chyba skracamy
z 90 do 30, radykalnie, dni, kiedy ozdrowieńcy będą mogli zostać zaszczepieni. Rozumiem, że to też przyspieszy
takie wzmocnienie układu odpornościowego takiego człowieka, takiego pacjenta?
Szczerze mówiąc, to w zaleceniach nawet ze stycznia nasze towarzystwo zalecało już jak
najkrótszy termin od przechorowania. Potem pojawiło się wiele prac, które tak naprawdę uzasadniają wręcz
nawet, że wystarczy podanie jednej dawki szczepionki u osób, które przechorowały, przebyły kontakt z wirusem,
żeby uzyskać taki sam poziom odporności, jak po pełnym szczepieniu. Problem polega na tym, że jest
to niezgodne z charakterystykę produktu leczniczego, a więc z wynikami badań, które doprowadziły do rejestracji
tych szczepionek. Dlatego podtrzymujemy, że należy przeprowadzić pełne szczepienie, zaczynając
je oczywiście stosunkowo jak najszybciej. Aczkolwiek nie jest to obligatoryjne - została
pozostawiona pewna swoboda, że w każdym momencie późniejszym może ozdrowieniec
się zaszczepić. Pamiętajmy, że w tej chwili wiemy, że ozdrowieńcy zachowują, zdecydowana większość ozdrowieńców
zachowuje odporność przez przynajmniej 6, a nawet mówi się już o 8 miesiącach.
W związku z tym to szybsze zaszczepienie daje znowu tak jakby pewność
przed sezonem wakacyjnym, że będziemy mogli występować
w roli tej osoby uodpornionej.