Joe Bidena. Andrzej Duda piszę o tym, że liczy na dalsze wzmacnianie polsko-amerykańskiego, strategicznego
partnerstwa. Ale są tacy politycy, jak były szef MSZ Witold Waszczykowski, który podważa
jednak wybór Joe Bidena. Mówi, że to wszystko odbyło się w jakiś oparach fałszerstwa, w jakimś niedopowiedzeniu i
niejasnościach. Jeszcze z innej strony mamy wiceprezesa Prawa i Sprawiedliwości Joachima Brudzińskiego, które pisze: "jednak
przykro, że nikt z nowej administracji nie pomyślał, aby zaprosić Kim Kardashian i Paris Hilton". To jak rozumiem w nawiązaniu
do tych występów artystycznych wczoraj podczas zaprzysiężenia Joe Bidena. Myśli pan, że wypowiedzi tych
polityków jednak dzisiaj drugoligowych, ale mimo wszystko ważnych w obozie władzy, są odnotowywane?
Na pewno ktoś odnotowuje. Ambasada amerykańska ma tutaj swoich ludzi i
pewnie będzie gdzieś to napisane. Ale to nie ma znaczenia, prezydent Duda i premier Morawiecki, jak rozumiem, zachowują
się tak, jak trzeba. To znaczy mamy nową administracja amerykańską powołaną zgodnie
z Konstytucją, to były wybory, to nie był żaden zamach stanu i trzeba z nimi współpracować.
Poza tym pamiętajmy, Amerykanie zmieniają prezydentów co 4, najdalej
8 lat. Więc polityka polska nie może być związana z tym czy innym prezydentem, ona musi być związana
z właśnie tym wymiarem strategicznym ze Stanami Zjednoczonymi. Myślę, że ostatnie 4 lata PiS zaniedbał
kontakty z tą drugą stroną, czyli z demokratami. Ja na przykład, jak byłam prezydentem i byłem w
Ameryce, to spotykałem się i z prezydentem, ale także z liderami opozycji. Wtedy byli to raz republikanie, raz demokraci,
za Clintona republikanie, za Busha demokraci. Bo trzeba pamiętać, oni się nie gniewają, oni
wiedzą, że tak trzeba prowadzić politykę, bo też nie wiedzą, kto za 4 czy 8 lat będzie ich następcą. Więc myślę z
miłości do Trumpa trzeba się pomału w PiS-ie wyleczyć, trzeba zobaczyć, że
jest nowa administracja i z nią układać jak najlepsze relacje, już jak powiedziałam bez tego lizusostwa.
Natomiast ci drugoligowi politycy, jak pan ich nazwał, no po prostu rozumiem, są wyznawcami trumpizmu i
może nawet świat się trochę zawalił, ale to ich
określa, to ich definiuje, ale to nie powinno wpływać na polską politykę. Czyli to jest ta typowa polityka twitterowa, której pan, panie prezydencie, absolutnie
nie ceni i nie lubi.
Znaczy
wie pan, ja uważam, że każdy sposób komunikowania się jest okej pod warunkiem, że to przynosi
jakiś wspólny pożytek, sens. Moim zdaniem polityka twitterowa stała się w tej chwili takim rodzajem politycznego ekshibicjonizmu.
Piszę, co chcę i nie ponoszę za to żadnej odpowiedzialności.
Teraz jest tak, panie prezydencie,
od kilku tygodni, że już nie można tak pisać, co się chce, bo Donald Trump jest świetnym tego przykładem. On
został zbanowany tak naprawdę przez tych głównych graczy w mediach społecznościowych...
Wie pan, został zbanowany nie bez przyczyny. No bo jeżeli prezydent jest w gruncie rzeczy inspiratorem ataku na najważniejszą instytucję demokracji
w Stanach Zjednoczonych, jaką jest Kongres, no to o czym my mówimy.