I właśnie niektórzy twierdzą, że to przez to fiasko związane z głosowaniem za granicą. Czaputowicz dementuje.
On stwierdził, że z premierem Morawieckim umówił się na pełnienie funkcji do wyborów prezydenckich. Pana zaskoczyła ta deklaracja w Dzienniku Rzeczpospolita?
Jeśli odchodzi to na pewno nie w związku z tymi wyborami, bo raczej PiS go powinien nagrodzić. Tak to zorganizował, że skutecznie zablokował możliwość oddania tysięcy głosów.
Zapewne na Rafała Trzaskowskiego sądząc z doświadczeń pierwszej tury. Kompletnie nie pasuje do tego rządu. Kompletnie nie ma nic do powiedzenia.
A kogo widzi pan jako ewentualnego zastępcę? Tutaj mówi się o profesorze Krzysztofie Szczerskim, który chyba nie odegrał najfajniejszej roli w kontekście ostatnich wydarzeń.
Mówię tutaj o osłabionym telefonie rosyjskich komików do pana prezydenta Andrzeja Dudy.
Krzysztof Szczerski odpowiedzialny za pion dyplomatyczny, za sprawy zagraniczne w Kancelarii, dopuścił do tego, żeby komicy podający się za sekretarza generalnego ONZ strollowali - mówiąc językiem młodzieżowym - Andrzeja Dudę.
Myśli pan, że w nagrodę za to profesor Szczerski zostanie nowym szefem MSZ?
No tak. Szefem MSZ zostaje już któryś raz i nigdy nim nie został.
Sądzę, że jest bardzo wielu chętnych w PiS-ie na to stanowisko, bo przy takim zdewaluowaniu w ogóle członkostwa w Radzie Ministrów jednak ten MSZ się liczy.
Ale nie sądzę, żeby tu prezydent Duda miał tyle wpływów, że byłby w stanie pozyskać ten resort dla swojego bliskiego współpracownika.
Ale ja widzę tutaj paru jeszcze chętnych. Nie wiem - pan Adam Bielan. Być może inni eurodeputowani. Pan Ryszard Czarnecki.
Tutaj sądzę, że to jest takie stanowisko, dla którego nawet warto mandat w Brukseli zostawić.
Był bardzo słaby politycznie pan Czaputowicz - nie miał żadnych wpływów. Zbyt długo się miotał z tym swoim brakiem wpływów.
Resort w kompletnym dryfie. Milczy o Białorusini, milczy o innych ważnych tematach - tak jakby nie było tego ministra.