Branża budowlana nie boi się, że ona jest trzecia w kolejności?
Znaczy wszyscy walczą dzisiaj z koronawirusem i jego skutkami. To nad czym się tylko zastanawiamy, to w jaki sposób tą pracę organizować bezpiecznie.
I to oczywiście jest wyzwanie także dla branży budowlanej. Trochę specyfika naszej pracy nam sprzyja - mamy w Budimeksie około 300 budów, wszystkie są odseparowane od siebie.
Mamy specjalne procedury, które mówią, co zrobić jeżeli mamy zdiagnozowany przypadek.
W sumie Budimex zatrudnia 8 tysięcy pracowników i około 40 tysięcy podwykonawców. Czyli w sumie u nas pracuje 50 tysięcy ludzi.
I do niedawna nie mieliśmy jeszcze żadnego przypadku potwierdzonego. Od tygodnia mamy 4 przypadki na dwóch budowach.
Nasze procedury zadziałały, odseparowaliśmy pracowników, zrobiliśmy im - pozostałym pracownikom testy.
I wydaje nam się, że przy takim reżimie i przy zwracaniu uwagi na dystans społeczny, stosowanie środków ochrony osobistej - można tym ryzykiem jakoś zarządzić.
Ale też dużo pieniędzy kosztuje i wpływ COVID-u, który oszacowaliśmy na wyniki Budimexu w połowie tego roku, to było około 36 milionów złotych pogorszenia wyniku z tego tytułu.
Panie prezesie, mówi pan, że pojawiły się te nieliczne przypadki, ale jednak. Ale rozumiem, że procedury zadziałały, budowy nie stanęły.
Nie. I to była bardzo dobra decyzja przede wszystkim na początku całego procesu, czyli w marcu bieżącego roku.
Gdzie nie było administracyjnych decyzji o zatrzymywaniu budów, no i z dzisiejszej perspektywy to chyba była dobra decyzja.
Niektóre kraje, które znamy, gdzie procesy budowlane były zatrzymane na 2-3 tygodnie, potrzebowały 2-3 miesięcy do tego, żeby tą branżę postawić z powrotem.
W naszej branży pracuje około miliona, półtora miliona pracowników i współpracowników, więc koszty byłyby gigantyczne. A to ryzyko zarażalności było niskie.
Więc to uważamy za duży sukces, zwłaszcza Ministerstwa Infrastruktury, która wraz z branżą walczyła o to, żeby nie było administracyjnego zamykania naszych biznesów.