To właśnie na jego pole spadł jeden z dronów, które w środę 10 września wleciały w polską przestrzeń powietrzną. Rolnik z gminy Wohyń w rozmowie z WP rozprawia się z hejterami, którzy zarzucali, że “był podstawiony”. - A żandarmeria przyjechała do mnie na kawę? - kpi Krzysztof Trochimiak. W środę 10 września pan Krzysztof wstał o 4 rano, żeby zrobić paszę dla swoich świń. Rolnik ma dwie niewielkie chlewnie w Wohyniu na Lubelszczyźnie. Pracował, kiedy na jego polu rozbił się jeden z rosyjskich dronów, które wtargnęły tego poranka do Polski. O tym, że coś u niego wylądowało, powiedział mu jego sąsiad. Najpierw zadzwonił na 112, a potem wykonał telefon do gminy. - Do wójta osobiście zadzwoniłem, że jest taka sprawa. Zareagował natychmiastowo, od razu się tu pojawili – relacjonuje pan Krzysztof. Pan Krzysztof przyznaje, że jest pasjonatem motoryzacji. W swoim garażu ma nowe i stare motocykle, którymi sam się zajmuje. Dlatego nie miał problemu z fachowym opisem...
rozwiń