Jak tu wygląda biznes?
No dzięki temu, że branża cukiernicza
idzie w
niezmienionej formie - no teraz akurat
wchodzę w termin niesezonowy, bo to
święta i fabryka jest zamknięta - ale ona w jakimś
sensie pomaga mi, trochę
pomaga. Ale żeby spłacać odsetki, kredyty, podatki, prowadzić
i utrzymywać hotele i pracowników już nie jest w stanie. Była w stanie do tej pory, ale
to jest pandemia, która trwa od marca. Trzy miesiące były zakłady
zamknięte.
I to nie jest takie proste, żeby utrzymać.
A to nie jest tak, że w tym
okresie świątecznym udaje się wam trochę nadgonić, sprzedać więcej, po prostu zarobić?
Świątecznym? Nie, świątecznym
to absolutnie, to nawet jak będą otwarte hotele, to raczej nikt nie przyjedzie, może przyjedzie z
10 osób do hotelu czy 5.
Ale nie mówię teraz o hotelach, tylko o sprzedaży słodyczy.
A nie, to są wyroby trwałe i hamuje
się już produkcję.
Panie Tadeuszu, mówi pan o tym, że epidemia zaskoczyła i
decyzję urzędnicze pana zasługują, ale z drugiej strony jest pan w biznesie nie od wczoraj, już niejedno
doświadczenie życiowe jest. Zwłaszcza, że zakładał pan biznes w czasach PRL-u. To
chciałem zapytać co było gorsze? Te czasy peerelowskie czy może ten jeden rok epidemiczny?
Najgorsze jest coś, co jest nieoczekiwane, czyli
pandemia. To jest najgorsze, co mogło się zdarzyć w ogóle w
świecie. Tego nikt nie mógł
przewidzieć. Natomiast w PRL-u, wiadomo, że to było gnębienie przedsiębiorców
i trzeba było po prostu w tej
sytuacji jakoś żyć i prowadzić firmę. I się dostosowywać do tego wszystkiego, w sensie
ekonomicznym dostosowywać, i psychicznym też zresztą. Natomiast,
oczywiście, że zdarzały mi się różne wzloty i upadki, więcej zwrotów
jak upadków i to mnie trzymało na duchu. Upadki, każde jakie były, to
mnie wzmacniały raczej. Miałem
przez to jakieś większe doświadczenie i później zapobiegliwość była większa, natomiast w tej sytuacji,
jaka teraz jest, w jakiej się znaleźliśmy, nie można było się w
w żaden sposób zabezpieczyć.
Ale wciąż pan uważa, że wyjdzie z tej sytuacji wzmocniony, z nowymi pomysłami?
No trudno teraz przewidzieć, teraz to tylko, żeby przeżyć to wszystko, a na jakieś
takie szersze
podejście do tego, to chyba
nie można nawet marzyć, dlatego że to są nieprzewidziane. Jeżeli
rzeczywiście ta pandemia by się skończyła gdzieś w lutym, jakby te
zastrzyki były - szczepionka jest oczywiście, będą
ludzie szczepić -
to wtedy na
pewno będzie zaczynać
się to wszystko rozwijać. Że ludzie będą spragnieni pracy,
rozwoju i
to sprawi, że
wyjdziemy z tego. Ale nie tak szybko, nie w przeciągu jednego miesiąca, dwóch. To potrwa.
A an sam się zaszczepi?
Ja w pierwszej kolejności, jakbym mógł, to tak, od razu.
Już teraz dałby pan przykład?
Proszę?
Już teraz dałby pan przykład.
No tak, jakby dzisiaj była szczepionka, to bym wszystko rzucił i pojechałbym się zaszczepić.