Rzeczywiście "postrach lotniskowców".
Mógł latać wyłącznie pod warunkiem braku wysokich fal, co ograniczało go do M. Czarnego i M. Kaspijskiego, podstawowych, jak wiadomo, akwenów operowania lotniskowców, a już zwłaszcza amerykańskich. Niewykrywalny dla radarów nie był, wręcz przeciwnie, świecił jak choinka (szczególnie dla samolotów wczesnego ostrzegania, jak np. E-2 "Hawkeye" znajdujących się na amerykańskich lotniskowcach). Dla amerykańskich myśliwców F-14 czy F-18, bazujących na lotniskowcach, ze swoją ślimaczą jak na samolot prędkością i manewrowością sparaliżowanej glizdy, stanowiłby wymarzony wręcz cel. O tym, że odznaczał się typowo sowiecką jakością konstrukcyjną, technologiczną i wykonawczą, skutkiem czego przez cały okres swojej "służby" znajdował się w stanie ciągłej awarii, szkoda nawet wspominać.
Krótko mówiąc, w sensie użytkowym był całkowicie bezwartościowy i do walki z czymkolwiek, w tym zwłaszcza z lotniskowcami, zupełnie się nie nadawał. Nawet Sowieci zdawali sobie z tego sprawę, i poprzestali na jednym egzemplarzu. Drugi, po doświadczeniach z pierwszym, próbowali przerobić na morską jednostkę ratunkową, ale i to okazało się nonsensem, a cały projekt rzecz jasna padł. Tak naprawdę w związku z tym "postrachem" jedno jest ciekawe - jakie chody musiał mieć Rostisław Aleksiejew, główny konstruktor poprzedzającego model MD-160 ekranoplanu KM, oraz jego następcy, że absurdalny koncept ciągnięto przez dziesięciolecia? Owszem, z jednym pożytkiem - ten "postrach lotniskowców" skutecznie drenował sowiecki budżet wojskowy, i w tym tkwi prawdziwa zasługa tawariszcza Rostisława Aleksiejewa :)