programy
kategorie

Powrót dzieci do szkół. Czy placówki są na to przygotowane? Dr Grzesiowski odpowiada

18 stycznia dzieci najmłodszych klas szkół podstawowych wrócą do stacjonarnego nauczania. Czy jest to bezpieczne? Minister Piontkowski przyznał, że są pomysły na to, jak nauka w szkołach będzie wyglądała. Klasy będą zamknięte w danej sali, nauczyciele będą rozdzieleni do konkretnych klas, nie będzie szans, żeby dzieci się ze sobą mieszały na korytarzach. Czy takie rozwiązanie zda egzamin? Na pytania odpowiedział w programie WP "Newsroom" dr Paweł Grzesiowski, specjalista w zakresie immunologii i pediatrii.

Tranksrypcja:Może jednak dzieci w szkołach, panie doktorze, będą bezpiecz...
rozwiń
"mamy szereg różnych zasad, pomysłów na to, jak to zrobić. Dzieci w różnych klasach, oczywiście nawet na różnych piętrach, wietrzenie
pomieszczeń. W bańkach będą się uczyły. Że jeden nauczyciel ma do czynienia z jedną grupą, nie będzie miksowania uczniów ani nauczycieli".
Może to zda egzamin? Szanowni
państwo, naprawdę Polacy nie różnią się pod względem odporności na
wirusa od innych narodów. Ten pomysł z bańkami przećwiczyli Brytyjczycy,
przećwiczyli Niemcy - wszyscy się na tym potknęli. Nie jest możliwe oddzielenie
fizyczne w szkole dzieci między różnymi klasami. Chociażby proszę pomyśleć o toaletach.
Przecież nie ma takiej możliwości, żeby każda klasa miała swoją toaletę. Nie ma takiej możliwości, żeby dzieci
nie spotykały się na korytarzach, żeby nie spotykały się przy wejściu do szkoły. To jest fikcja i dlatego uważam, że te
wszystkie zasady są przede wszystkim po to, żeby zwrócić uwagę na problem, natomiast one
nie zapobiegną problemowi. I moim zdaniem największym zaniedbaniem jest niezaszczepienie nauczycieli, choćby
pierwszą dawką przed rozpoczęciem nauki w szkołach. Można było to rozpoczęcie przesunąć o
kilka tygodni i w tym czasie zaszczepić nauczycieli. Ale to jest już, panie doktorze, przesądzone, nie możemy sobie pozwolić na szczepienie nauczycieli, zwłaszcza w
świetle tych rewelacji o tym, że czekamy, że być może tych szczepionek będzie odrobinę mniej. Ale nie wiem, czy pan wie, bo to pewnie jest młyn na wodę
pańskich argumentów, na przykład świetlice - tam będzie jeden nauczyciel i różni uczniowie, z różnych klas, po lekcjach będą się
właśnie na świetlicy spotykać.
Znaczy ja nie wiem, jak to skomentować. Mówimy o tym, żeby dzieci się nie mieszały między klasami, po czym otwieramy świetlice, No to
jesteśmy we wrześniu, naprawdę, ta sama sytuacja miała miejsce we wrześniu. Ja powiem jeszcze więcej - są szkoły,
gdzie oddziały szkolne są wspólnie z przedszkolami. Przedszkola cały czas funkcjonowały
i teraz będzie dodatkowe mieszanie się dzieci przedszkolnych ze szkolnymi. My naprawdę nie
zdajemy sobie sprawy, jak wygląda codzienność, ta codzienność w szkołach powinna
być pokazywana i przekazywana, bo ona bardzo jest odległa od tych papierowych
zasad, które zostały opracowane przez Ministerstwo Edukacji.
Z całym szacunkiem, panie doktorze, jak pan wie, bardzo sobie cenimy pańską profesjonalną wiedzę na temat walki z COVID-19, ale
czy przypadkiem nie jest tak, że pan być może patrzy na to w zbyt wąskim zakresie? Minister zdrowia mówi tak: my wiemy, my słyszymy
takie argumenty jak pańskie na przykład, tylko, że to jest jedna strona, jedna szala tej wagi, prawda. Z drugiej strony na tej samej wadze sprawdzamy,
jakie są konsekwencje pozostawiania tych najmłodszych dzieciaków klasy 1-3 w domach, jak to wpływa na ich socjalizację,
na ich zdrowie psychiczne, na poziom edukacji - fatalny w takim roku szkolnym, kiedy oni siedzą w domach. No i my bierzemy te dwie racje, profesora
edukacji wczesnoszkolnej, profesora od epidemiologii i musimy to zważyć, to nie jest łatwa decyzja, każda
ma wady i minusy, ale wybieramy - dzieci wracają.
Ja się z tym nie mogę zgodzić, dlatego że dla mnie największą wartością jest życie i zdrowie. Co powiemy
dziecku, jeżeli w wyniku jego zakażenia, wirus zabije babcię czy
dziadka. Jak wytłumaczymy te działania, które spowodują, że dziesiątki, setki
starszych ludzi będą w szpitalach. Ja myślę, że tu mamy naprawdę całkowite rozjechanie
się pojęć. Poziom edukacji czy jakieś straty materialne nie mają kompletnie nic do rzeczy,
jeżeli mówimy o utracie zdrowia lub życia. Tak mogą mówić technokraci, że oni biorą
cyferki w tabelki i coś im się tam wydaje, nie zgadza lub zgadza, naprawdę. Proszę mi
wierzyć, że nie ma większego dobra niż zdrowie i życie. Myślę, że dopóki ktoś się w rodzinie nie stracił bliskiego,
może sobie dywagować, że dziecko się męczy przy komputerze. Ja myślę, że powinniśmy dołożyć wszelkich starań,
żeby dzieci w ramach edukacji zdalnej były najlepiej zaopiekowane. W to nie zainwestowano
nic i trudno się dziwić, że teraz narzekamy, że te dzieci są po prostu zaniedbane czy słabo edukowane,
bo nie mają dostępu do internetu, bo nie mają komputerów, bo trudno je zająć zajęciami, które
są nudne i źle przygotowane. Ja uważam, że absolutnie powinniśmy jako nadrzędne
kryterium mieć zdrowie i życie Polaków, a potem zaczynają się dyskusje na temat ekonomii,
edukacji czy innych aspektów naszego życia społecznego. Poza tym nie
zawsze musimy wszystko widzieć tak zero-jedynkowo. Dlaczego nie uruchamiamy wybiórczo szkół w regionach,
gdzie sytuacja jest spokojniejsza? Mamy takie regiony, tylko niech pan zauważy, że właściwie w tej chwili danych wojewódzkich i powiatowych my
już nie mamy. Mamy jakieś zbiorcze dane, które są kompletnie niewiarygodne i trudno nam powiedzieć, ile jest
zachorowań w poszczególnych powiatach, bo można byłoby chociażby zastosować zasadę trzech stref i otworzyć
szkoły w strefach zielonych i żółtych, a w czerwonych nie. Więc są pewne wyjścia pośrednie. No ale widzę, że
tu nikt nie chce sięgać po jakieś wyjścia bardziej skomplikowane, tylko znów przekładamy zwrotnice
i mówimy "wszyscy idą do szkół", a niech się dzieje, co się będzie dziać. Jak będzie się źle dziać, to my
te szkoły znowu zamkniemy. Ja nie wiem, czy to jest dla dzieci bezpieczniejsze i lepsze, jeżeli one nie będą mogły wyjść
ze swoich sal, nie będą mogły spotkać się z kolegami, będą de facto uwięzione
w swoich czterech ścianach, tylko że w szkole. To nie wiem, czy to jest dla dzieci bardziej komfortowy
sposób nauczania. Patrzymy na to, że dzieci też podlegają stresowi. Jeżeli
będziemy teraz w szkole stosować rygor i zakazy, to te dzieci szkołę będą
traktować jako miejsce niezbyt pozytywnie kojarzące się. Także patrzymy na wszystkie aspekty tej sprawy, a nie tylko na
to, że trzeba uruchomić edukację - bo być może rodzice muszą pójść do pracy, bo zapewne i takie są argumenty,
prawda, ekonomiczne.
0
0
0
Podziel się
Komentarze (0)

Programy Wirtualnej Polski

KOMENTARZE
(0)