- W najgorszej sytuacji są obiekty weselne - powiedziała w programie „Newsroom” Agnieszka Winnicka, Polskie Stowarzyszenie Branży Ślubnej. – Ja reprezentuję firmę, która zajmuje się dekoracjami. Bez względu na to, czy wesele jest na 100, 50 czy na 20 osób, ja zawsze mam coś do wykonania. Budżet jest być może mniejszy, ale ja ciągle mam pracę. W przypadku obiektów weselnych są progi opłacalności i oni są w naprawdę dramatycznej sytuacji. Im należy się jakaś pomoc i wsparcie. Specyfika tej branży polega także na tym, że są to imprezy planowane z dużym wyprzedzeniem: na rok, dwa do przodu. Tu znów najbardziej cierpią domy weselne, które musza sobie tę pracę zaplanować, znać rozkład kosztów i przychodów na najbliższy sezon a tego nie mają. Dlatego nasz apel jest taki, by nie reagować gwałtownie, tylko przewidywać kolejne ruchy. Trudno w tej chwili powiedzieć, ile firm nie przetrwa pandemii. Są firmy, które balansują na granicy bankructwa, ale nadal działają, bo...
rozwiń