Była noc sierpień 2008, elektrownia niedaleko Espiguete. Było po północy, mieliśmy przerwę w pracy. Niebo bezchmurne, mnogość gwiazd. Widzę lecący ,,samolot,, (nie był to samolot) punkt jak jakaś bliższa planeta kolor żółto-pomarańczowy (o stałym świetle). Nie potrafię ocenić prędkości lecz z mojego miejsca i wysokości ponad 800m npm przemieszczał się z prędkością samolotu pasażerskiego. I w pewnym momencie ,,skręcił,, w prawo, tzn. ,,odbił się jak piłka od ściany ( bez łuku) mogę powiedzieć że zrobił zwrot o kącie 90°. W tym momencie pomyślałem, że to jest ładunek elektryczny przemieszczający się linią wys.napiecia, ponieważ powyżej elektrowni na wzniesieniu była trafostacja i rozdzielnia wys.napiecia. Następnego dnia z tego samego miejsca spojrzałem na rozdzielnię i ... ,,opadła mi szczęka,,. Rozdzielnia była w miejscu o wiele niższym niż mi się wydawało w nocy. I żaden pojazd z tej planety nie byłby w stanie wykonać takiego manewru. Nie wierzyłem w (jak to się nazywa potocznie) UFO. Lecz od tamtego dnia wiem, że tam (w kosmosie) istnieje życie. Nikt mi dziś nie powie, że to fatamorgana, że chciałem widzieć to co widziałem lub też było to spowodowane załamaniem światła pod wpływem drgań, wibracji powietrza. Dziękuję.