Ale z drugiej strony chwilę wcześniej to sztab Andrzeja Dudy apelował do ambasadora Niemiec, żeby się niemiecka prasa nie angażowała w polską politykę. Tak.
Tak. Znaczy ja się całkowicie zgadzam. To, co zrobił Andrzej Duda jest fatalne, bo ja rozumiem, że on się miał prawo poczuć dotknięty okładką tabloidu.
I uważam, że ta okładka była wysoce niestosowna i skandaliczna wręcz. Ale czym innym jest skandaliczność okładek tabloidów, czym tabloidy się często specjalizują.
I to nie jest ani pierwsza ani ostatnia tego typu okładka. A czym innym jest mówienie przez prezydenta na wiecu, że nie będą nam Niemcy wybierali prezydenta.
Tym bardziej, że to już nawet trudno to nazwać skrótem myślowym, nawiązując do słynnych skrótów myślowych Antoniego Macierewicza.
Bo tu jest problem faktograficzny. Okazuje się, że koncern Axel Springer, czyli wydawca tego tabloidu, zmienił w ubiegłym roku swoją strukturę własnościową.
I w tej chwili największym udziałowcem tego koncernu jest - uwaga - kapitał amerykański. Już nie niemiecki.
I to już w ogóle jest w sensie faktograficznym. Prezydent powinien wiedzieć, kto jest wydawcą i zdawać sobie sprawę, że otwiera front. Strzela po prostu kulą w płot tą wypowiedzią.
Która zresztą nawet gdyby to był czysto niemiecki kapitał, nie powinna mieć miejsca.
Bo jeśli żyjemy w kraju demokratycznym, to nie należy utożsamiać stanu właścicielskiego jakiegoś medium z polityką tego państwa, obywateli tego państwa, do którego to medium należy.
Bo to jest absurdalne. Ktoś za chwilę mógłby na przykład w Niemczech wszcząć kampanię, że skoro Orlen ma stacje benzynowe w Niemczech, to manipuluje niemieckim rynkiem.
A to tak naprawdę jest ukryta gra polskich władz. Uznaliśmy to za absurd. Więc trzeba po prostu się zastanowić, czy te oskarżenia nie idą za daleko.
A moim zdaniem idą za daleko. Ale taka jest natura gorączki kampanii wyborczej.