programy
kategorie

Koronawirus w Polsce. Adam Piechnik: ratownicy mogliby szczepić, ale nie mają na to czasu

By usprawnić proces szczepień przeciw koronawirusowi, politycy zastanawiają się nad tym, by przeprowadzać je mogli ratownicy medyczni. To dobry pomysł? W programie WP "Newsroom" mówił o tym Adam Piechnik, ratownik medyczny. - Nie jestem pewien, czy jest to dobre rozwiązanie, ponieważ my zwyczajnie nie mamy na wykonywanie szczepień czasu - skomentował.

Tranksrypcja:Drodzy państwo, w tej grupie osób, które mogłyby szczepić, a...
rozwiń
wymienieni przez Michała Dworczyka także ratownicy medyczni. Między innymi o tym porozmawiamy z Adamem Piechnikiem,
ratownikiem medycznym, który z gościem programu Newsroom. Dzień dobry.
Dzień dobry państwu. Michał Dworczyk wymienił właśnie was, ratowników medycznych, jako tę grupę, która mogłaby kwalifikować
do szczepień. Pana zdaniem to dobry pomysł, dobre rozwiązanie?
Nie wiem czy dobre, z uwagi na to, że po prostu nie ma nas w tej chwili dostatecznej liczby dostępnych.
Po prostu bardzo dużo pracujemy w miejscu, do którego jakby jesteśmy predysponowani do pracy,
wykształceni i doświadczeni, czyli w pogotowiu ratunkowym.
Macie bardzo dużo pracy, czasu byłoby naprawdę niewiele na to kwalifikowanie. A co ze szczepieniami? Czy
jeżeli także ratownicy byliby wytypowani do tego, aby szczepić przeciwko koronawirusowi, to też dałoby radę zrobić?
Pewnie tak. W programie kształcenia ratownika medycznego oczywiście był także i zakres iniekcji [...]
domięśniowych, a także i dożylnych. Więc jeśli chodzi o zdolność
wykonania takiego zabiegu to nie ma najmniejszego problemu. Badanie fizykalne, badanie
podmiotowe pacjenta, z uwzględnieniem różnych chorób współistniejących - oczywiście jest wszystko co
potrafimy robić i robimy przecież codziennie, bo badamy pacjentów, przyjeżdżając
na nasze zwykłe interwencje. Proszę pamiętać, że niestety pogotowie ratunkowe od bardzo dawna
nie realizuje zakresu tylko i wyłącznie tego, do czego jest powołane, tylko od czasu, kiedy
instytucja POZ-u upadła całkowicie, to jeszcze bardziej tak naprawdę
obciążeni jesteśmy pracą z wyjazdami do zdarzeń z zakresu tak naprawdę interny albo nie stanów nagłych przede wszystkim,
nie tych stanów nagłych zagrożenia życia i zdrowia. Więc najmniej nawet doświadczeni ratownicy chyba w ciągu COVID-u,
w ciągu tego roku naprawdę doszkolili się i nabrali doświadczenia w tym zakresie - badania podmiotowego
pacjenta. Więc myślę, że nie zabrakłoby umiejętności w żadnym wypadku, natomiast cały czas powtarzam -
zabraknie czasu albo zabranie siły. Większość z nas pracowała po 300-400 godzin do tej pory, więc
nie jestem pewien czy możemy stanowić jakikolwiek rezerwuar, jeśli chodzi o ten po prostu czynnik ludzki,
tak, dostępnych po prostu fachowców. Ale jeśli ktoś widzi w nas jakiś potencjał możliwy, to
oczywiście damy radę. Zresztą cały czas dajemy radę i dawaliśmy radę z COVID-em, i temu także
pewnie podołamy. Macie bardzo dużo pracy, można powiedzieć kolokwialnie, macie ręce pełne roboty od początku tej epidemii, teraz szczególnie.
Widzimy bardzo wiele obrazków karetek stojących na podjazdach do szpitali w kolejce. Jak to wygląda z perspektywy
ratownika, rzeczywiście jest tak źle, dramatycznie?
Jest o tyle dramatyczne, że ilość wezwań tak zwanych covidowych, ilość wezwań, które musimy realizować
w reżimie zakaźnym, co wymaga nie tylko tego, żebyśmy byli zabezpieczeni w indywidualne środki
ochronne, ale także konieczność dezynfekcji ambulansów, powoduje, że trwa to bardzo długo.
A to skutkuje tym, że z ambulansów, których i tak było za mało - w dużych miastach alarmowaliśmy i ja sam
osobiście wielokrotnie gdzieś tam i w mediach mówiłem o tym, jak jak bardzo niedoszacowane są siły i środki i państwowego ratownictwa medycznego, szczególnie widoczne jest to
w dużych miastach. W tej chwili ten system mam wrażenie, że zaczyna się rozsypywać,
dlatego że po prostu każdy wyjazd zajmuje w tej chwili po parę, paręnaście
godzin, czasem nawet paręnaście godzin. Ja sam realizowałem wyjazdy, gdzie jeden wyjazd, tylko jeden wyjazd zajmował siedem,
osiem godzin. Dlatego że był związany po pierwsze z długotrwałym oczekiwaniem pod szpitalem
albo dużymi odległościami do kolejnych szpitali, w których usiłowaliśmy
znaleźć miejsce. Natomiast później procedury z kolei związane z zapewnieniem bezpieczeństwa nam, naszym
pacjentom potencjalnie, czyli konieczność zdezynfekowania karetki, powodowały to, że wiele godzin, na
wiele godzin taka karetka realizująca taki wyjazd wypada z systemu.
0
0
0
Podziel się
Komentarze (0)

Programy Wirtualnej Polski

KOMENTARZE
(0)