programy
kategorie

USA. Strażacy jechali na interwencję. Sami potrzebowali pomocy

Niecodzienną sytuację zarejestrowała kamera zainstalowana na jednym z domów w Ramapo w stanie Nowy Jork. Właściciele domu jednorodzinnego po powrocie ze świąt u rodziny przejrzeli zapis monitoringu z kamery. Jakie było ich zaskoczenie, kiedy zobaczyli dachujący pojazd uprzywilejowany. Po obfitych opadach śniegu i siarczystych mrozach ulice tego niewielkiego miasteczka w stanie Nowy Jork pokryły się grubą warstwą lodu. Kierowcy musieli bardzo uważać, by nie wpaść w poślizg. Jak może skończyć się taka sytuacja, przekonali się strażacy jadący na interwencję. Na nagraniu widać, jak samochód na sygnale wpada w poślizg, zahacza o przeszkodę na chodniku, po czym dachuje. Co ciekawe, pojazd prowadził sam dowódca lokalnej straży pożarnej. Według informacji udzielonych przez jego jednostkę nic mu się nie stało. Do sytuacji doszło w wigilię Bożego Narodzenia, jednak lokalna policja podzieliła się nagraniem dopiero teraz.

28-12-2021
0
0
7
Podziel się
Komentarze (7)
28-12-2021
AmandaJestem zaskoczony, że strażacy nie byli w szoku i potem nie mogli przez tydzień dojść do siebie,
zobacz więcej komentarzy (7)

Programy Wirtualnej Polski

KOMENTARZE
(7)
Amanda
2 lata temu
Jestem zaskoczony, że strażacy nie byli w szoku i potem nie mogli przez tydzień dojść do siebie,
MM55.
2 lata temu
A ten gościu w pomarańczowej kurtce to się za bardzo nie przejął. Trochę trwało zanim wolnym krokiem ruszył w stronę przewróconego wozu strażaków.
Oczy
2 lata temu
To tez tylko ludzie.
Patriota
2 lata temu
Bombardowanie szkół i szpitali. Stosowanie broni chemicznej przeciw cywilom. Masakry bezbronnych wiosek. Amerykańska interwencja wojskowa w Wietnamie prowadzona była w imię wolności, demokracji i innych zachodnich wartości, ale rzeczywistość nie miała z tym wiele wspólnego. […] Ciała dzieci wystawały częściami z ziemi. Znajdowaliśmy głowy w odległości dwudziestu jardów. Wnętrzności były rozrzucone wszędzie. […] Dzieci zostały wciśnięte w ściany rowu przeciwlotniczego. Rowy były wypełnione krwią. Dzieci przyciskały kurczowo do piersi swoje książki, poplamione krwią i atramentem. Niektóre ledwo mogły mówić. Potem z ust buchnęła im krew. Zmarły wskutek odniesienia obrażeń wewnętrznych. Walczący w bardzo trudnych warunkach – w obcym terenie, wśród nieprzyjaznej ludności, mówiącej niezrozumiałym językiem – przybysze z USA bardzo często uciekali się do okrucieństwa. Nienawiść do nieuchwytnego wroga wyładowywali na napotykanej ludności. Wyruszającym na akcję żołnierzom dowódcy mówili: „Zabijajcie wszystko, co się rusza”. Tak o odczuciach pewnego amerykańskiego żołnierza pisze w książce „Hue 1968. Wietnam we krwi” amerykański dziennikarz Mark Bowden: Marines, z którymi przyszło mu służyć, okazali się w jego opinii okrutni. […] Nienawidzili Wietnamczyków, których zwali żółtkami. Nienawidzili pobytu w tym kraju. Nazywali Wietnam Zadupiem. „Musimy tylko zabić wszystko, co się rusza, i wtedy poślą nas do domu” – tłumaczyli. Wydawało się, że normalne zasady ludzkiego zachowania i empatii tutaj nie obowiązywały. Najbardziej znaną zbrodnią amerykańskich wojsk dokonaną w Wietnamie była masakra przeprowadzona we wsi Mỹ Lai. 16 marca 1968 roku kompania „Charlie” z 1. batalionu 20. Pułku Piechoty, dowodzona przez porucznika Williama Calleya weszła do wioski, poszukując partyzantów Wietkongu. Żołnierze byli sfrustrowani niedawnymi stratami (od min zginęło niedawno aż 28 ich kolegów, w tym sierżant) i szukali zemsty. We wsi nie znaleźli partyzantów, ale że byli nastawieni na walkę, to otworzyli ogień do mieszkańców – w większości kobiet, dzieci i starców. Rozpoczęła się orgia zabijania. Do bezbronnych ludzi strzelano z broni maszynowej. Innych bito do krwi, a następnie zabijano ciosami bagnetów. Kobietom i dzieciom strzelano w głowy. Młode Wietnamki gwałcono. Ludzie Calleya wycinali ofiarom bagnetem na piersiach napis „Kompania C”, a kobietom kaleczyli krocza. Do chat wrzucano granaty, a ich dachy podpalano. To tylko znikomy ułamek działań naszych "sojuszników". Pomyślcie o tym oglądając TVN, bo za nimi stoją mordercy.
Raf
2 lata temu
oni w ogóle nie potrafią jeździć zacznijmy od tego,po co wcisnął hamulec do oporu na lodzie???inni jakoś jechali i przejechali
Najnowsze komentarze (7)
jaj
2 lata temu
nie ma co, wszyscy zerwali im się na pomoc jak blyskawica. I to jest tzw znieczulica własnie.
Raf
2 lata temu
oni w ogóle nie potrafią jeździć zacznijmy od tego,po co wcisnął hamulec do oporu na lodzie???inni jakoś jechali i przejechali
Patriota
2 lata temu
Bombardowanie szkół i szpitali. Stosowanie broni chemicznej przeciw cywilom. Masakry bezbronnych wiosek. Amerykańska interwencja wojskowa w Wietnamie prowadzona była w imię wolności, demokracji i innych zachodnich wartości, ale rzeczywistość nie miała z tym wiele wspólnego. […] Ciała dzieci wystawały częściami z ziemi. Znajdowaliśmy głowy w odległości dwudziestu jardów. Wnętrzności były rozrzucone wszędzie. […] Dzieci zostały wciśnięte w ściany rowu przeciwlotniczego. Rowy były wypełnione krwią. Dzieci przyciskały kurczowo do piersi swoje książki, poplamione krwią i atramentem. Niektóre ledwo mogły mówić. Potem z ust buchnęła im krew. Zmarły wskutek odniesienia obrażeń wewnętrznych. Walczący w bardzo trudnych warunkach – w obcym terenie, wśród nieprzyjaznej ludności, mówiącej niezrozumiałym językiem – przybysze z USA bardzo często uciekali się do okrucieństwa. Nienawiść do nieuchwytnego wroga wyładowywali na napotykanej ludności. Wyruszającym na akcję żołnierzom dowódcy mówili: „Zabijajcie wszystko, co się rusza”. Tak o odczuciach pewnego amerykańskiego żołnierza pisze w książce „Hue 1968. Wietnam we krwi” amerykański dziennikarz Mark Bowden: Marines, z którymi przyszło mu służyć, okazali się w jego opinii okrutni. […] Nienawidzili Wietnamczyków, których zwali żółtkami. Nienawidzili pobytu w tym kraju. Nazywali Wietnam Zadupiem. „Musimy tylko zabić wszystko, co się rusza, i wtedy poślą nas do domu” – tłumaczyli. Wydawało się, że normalne zasady ludzkiego zachowania i empatii tutaj nie obowiązywały. Najbardziej znaną zbrodnią amerykańskich wojsk dokonaną w Wietnamie była masakra przeprowadzona we wsi Mỹ Lai. 16 marca 1968 roku kompania „Charlie” z 1. batalionu 20. Pułku Piechoty, dowodzona przez porucznika Williama Calleya weszła do wioski, poszukując partyzantów Wietkongu. Żołnierze byli sfrustrowani niedawnymi stratami (od min zginęło niedawno aż 28 ich kolegów, w tym sierżant) i szukali zemsty. We wsi nie znaleźli partyzantów, ale że byli nastawieni na walkę, to otworzyli ogień do mieszkańców – w większości kobiet, dzieci i starców. Rozpoczęła się orgia zabijania. Do bezbronnych ludzi strzelano z broni maszynowej. Innych bito do krwi, a następnie zabijano ciosami bagnetów. Kobietom i dzieciom strzelano w głowy. Młode Wietnamki gwałcono. Ludzie Calleya wycinali ofiarom bagnetem na piersiach napis „Kompania C”, a kobietom kaleczyli krocza. Do chat wrzucano granaty, a ich dachy podpalano. To tylko znikomy ułamek działań naszych "sojuszników". Pomyślcie o tym oglądając TVN, bo za nimi stoją mordercy.
Amanda
2 lata temu
Jestem zaskoczony, że strażacy nie byli w szoku i potem nie mogli przez tydzień dojść do siebie,
MM55.
2 lata temu
A ten gościu w pomarańczowej kurtce to się za bardzo nie przejął. Trochę trwało zanim wolnym krokiem ruszył w stronę przewróconego wozu strażaków.
Oczy
2 lata temu
To tez tylko ludzie.
Tadeusz
2 lata temu
zna ktoś trzezwego strażaka ??