15 lat, czyli to rzeczywiście tak jak na dobrego tasiemca przypadło. Tylko, że wszystko chyba leży w jednej
rzeczy: w chciwości. Z jednej strony chciwości tych, którzy brali te kredyty, ale z drugiej strony chciwości banków, które chciały
na tym zarobić. I mówiąc szczerze, jak ja miałbym patrzeć, to większe...
Ale banki są od tego, żeby zarabiać pieniądze.
A klienci
są od tego, żeby kupować najtańszą ofertę. Tylko że banki mają wiedzę, wiedzą jak wyglądają kredyty,
wiedzą jak wygląda rynek finansowy, wiedzą jak te mechanizmy działają. Ba, były takie banki jak Pekao S.A., które mówiły: my żadnego
kredytu nie udzielimy, bo się nauczyliśmy we Włoszech, z czym to się wiąże.
Oczywiście.
A klienci nie byli doświadczeni,
nie wiedzieli tego. Więc mam wrażenie, że tutaj jeśli chodzi o sferę informacyjną, to jednak to banki powinny być
bardziej odpowiedzialne.
Ja bym powiedział tak: i jedni, i drudzy dzisiaj płacą za to cenę. Tylko pytanie czy rzeczywiście tak jak mówi się w narracji,
to są pokrzywdzeni. Powiedziałbym tak, z
mojej 30-letniej praktyki bankowej, jeżeli kredyt jest źle udzielony, to albo była zła zdolność
kredytowa i ona skutkuje upadłościami bądź niemożnością spłaty kredytu.
I teraz proszę mi powiedzieć, czy rzeczywiście frankowicze chcą oddać
mieszkania i nie są w stanie spłacać kredytów. To są najlepiej spłacalne kredyty na rynku.
No w tym momencie, bo część tych kredytów najgorszych zostało zamienionych na złotówki i dlatego ten portfel trochę został...
Nie, nie. Przez 15 lat. Przepraszam bardzo to są sztywne dane i nie operuję danymi, które są wzięte z sufitu, tylko
danymi z KNF-u. To są najlepiej spłacane kredyty detaliczne na polskim rynku od samego
początku. To jest fakt. I dzisiaj cały system kredytów frankowych, idąc
drogą negowania umów, które, uwaga, do stycznia 2015 roku nie
miały klauzul abuzywnych. Albo miały jakieś minimalne. Nagle okazało się, że wszystko jest abuzywne.
Bo wtedy nikt nie szedł
do sądów. Ale w pewnym momencie banki powiedziały, że one by chciały nie ustawy, tylko żebyśmy rozwiązywali ten temat na sali
sądowej. No i mamy rozwiązanie na sali sądowej.
Zdaje się, że naczelnik państwa tak powiedział, że kredytobiorcy mają pójść
do sądów.
Już nie będę wchodził w naczelnika, mówimy tutaj także o prezydencie, który rzeczywiście obiecywał
w kampanii wyborczej ustawę frankową, z obietnicy się nie wywiązał, ale jednocześnie stwierdził, że rzeczywiście lepiej,
żeby to na sali sądowej rozwiązywano te problemy. No więc mamy finał na sali sądowej.
Tylko dzisiejsze
sześć pytań, które jest postawione przed Izbą Cywilną Sądu Najwyższego, może
wysadzić cały system w powietrze. Dlatego że niektóre pytania i wręcz już niektóre
naprawdę dziwne wyroki powodują, że kredytobiorcy frankowi mogą nagle powiedzieć: ale ten kredyt w ogóle
już nie istnieje. Mało tego, nie muszę oddać kapitału. To jest na przykład ta gigantyczna kwota, która się pojawia.
Około 200 miliardów złotych nawet.
Ponad 20-30 - nawet sam KNF to pisze. Ale to jest odpowiedź na piąte pytanie: co
by było, gdyby kredyt nie musiałby być zakwestionowany w całości, mało tego - kredytobiorcy by powiedzieli:
a teraz oddajcie nam pieniądze, które my żeśmy wpłacili, a, uwaga, my zostawimy sobie mieszkania.
Czyli
w rękach dzisiaj Sądu Najwyższego jest decyzja tego, czy ja, który nie ma kredytu frankowego, ujawnię się tutaj, pan -
nie wiem czy pan ma kredyty frankowy - będziemy wszyscy solidarnie cierpieć za franki. Trochę to jest taka dzisiaj decyzja.
Absolutnie. Mało tego, my sobie nie zdajemy sprawy do końca z ryzyka ekspozycji. Bo
zaraz...
Co to znaczy ekspozycji?
Zaraz powiem.
Ekspozycji na prawdziwe ryzyko. Czym my tak naprawdę ryzykujemy? Otóż ryzykujemy depozytami.
Bo taki neologizm pod tytułem: a to spokojnie, banki zapłacą. Nie, banki
mają tylko kilkanaście procent swojego kapitału. Mało tego,
ten kapitał, powiedzmy sobie szczerze, nawet
by nie był w stanie, sumaryczny kapitał banków, pokryć tej sumarycznej maksymalnej straty.
Więc czym zapłacimy? No po drugiej stronie są depozyty. I na przykład wzbudza
we mnie zdziwienie z przerażeniem, na przykład takie zdanie prezesa BFG - czyli Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, który
gwarantuje depozyty - który mówi uchwała to może być sądnym dniem dla niektórych banków.
Prezes
Brunon Bartkiewicz mówił w Money.pl, że nawet jeden bank to na pewno nie przetrwa tego
tego wyroku, jeśli on będzie
anty-bankowy, tak bym to ujął.
To teraz musimy zdawać sobie sprawę, czym gramy po drugiej stronie. Bo ja myślę, że to będzie przede
wszystkim sądny dzień dla Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Dlaczego? Bo przecież w Bankowym Funduszu
Gwarancyjnym mamy pokrycie na jakim poziomie?
O ile dobrze pamiętam, tam jest chyba dwadzieścia parę
miliardów złotych, około 20 miliardów złotych.
Nie, 17 400 000 000,
ale to jest pokrycie 1,81%
kwoty depozytów, czyli trzymamy w bankach gwarantowanych,
trzymamy więcej, ale gwarantowanych jest 960 miliardów złotych, a
mamy pokrycie w gwarancjach w wysokości 1,81%. Jeżeli mówimy
na przykład nawet o przymusowej restrukturyzacji, którą przechodziliśmy ostatnio w przypadku Idei - zostawmy to,
bo to jest temat bolesny - to mamy tylko 1%. Bo dopiero - nawet nie. Do 1%
dojdziemy w 2024 roku. A dzisiaj mamy wskaźnik 0,59%.
Panie prezesie, to może jest inne rozwiązanie.