czy epidemia po pandemii, prawda, w pewnym sensie. Wiem, że pan obserwuje na przykład zmiany w płucach ludzi po COVID-zie, tych, którzy szczęśliwie
przeżyli, przetrwali tą starszą chorobę. Zresztą ma pan takie zdjęcia rentgenowskie, możemy pokazać. Co na nich widzimy
i czy tak wygląda właśnie powikłanie po COVID-zie, po przechorowaniu?
O właśnie, co widzimy?
Wiec po środku jakby widzimy coś, co powinno obrazować i tchawicę, i
sylwetkę serca, natomiast po boku od tej środkowej linii powinny być ciemne przestrzenie, które
są tkanką płucną. Więc po środku to, że jest biało, mówiąc najbardziej kolokwialnie, jest to jakby
prawidłowy mniej więcej obraz. Natomiast tam, gdzie przebija się trochę czerń, tam powinno być cała ta przestrzeń
czarna. Co to oznacza? Czarna, czyli przezierna, czyli tam jest tkanka płucna
zdrowa. A ponieważ ona jest zabrudzona, jest mnóstwo białych plam, to widać, że całe płuca niemalże są
zajęte przez stan zapalny właśnie w ramach COVID-19. Jestem bliski
pewności, że te zdjęcia, które tutaj mam, dotyczą osób, które najprawdopodobniej zmarły.
Bo ten stopień zajęcia płuc świadczy o ciężkiej postaci COVID-19,
ciężkiej niewydolności oddechowej. Więc tak wygląda stan zapalny.
Człowiek, którego płuca tak wyglądają, po prostu się dusi?
Tak, tak. I to jest jedna z najgorszych śmierci, panie redaktorze. Bo to jest tak, jakby każde, co kilka
godzin ktoś odbierał panu kawałek płuca i mówił: oddychaj. Na początku ta duszność się jawi
podczas wysiłku i gdy pan sobie siedzi, to nie czuje duszności, braku powietrza, tylko przy wysiłku, bo
wtedy jest większe zapotrzebowanie na tlen. Ale z czasem zaczyna ciężko się siedzieć, potem już ciężko
się leży, a potem walczyć o każdy oddech i ktoś, los, czas
odbiera kawałek kolejny płuca, kolejny płuca, aż w końcu to, co dostarczamy
z zewnątrz, wszystkie te maski, wysokoprzepływowa tlenoterapia, respirator staje się czymś za
mało. I wszystko, na co liczymy, to jest to, że dzięki lekom, dzięki wsparciu oddechowemu
w pewnym momencie ta choroba się zatrzyma, powie "stop" i
od tego momentu już zacznie się cofać. Powoli, wiele dni, tygodni, miesięcy. Ale
te cofanie się również ma swoje skutki, bo obciąża chociażby serce. Prawa komora serca przepływa
krew do płuc. Jeżeli w płucach jest sieczka, mówiąc kolokwialnie, jest wypadek, jest opór
ogromny, to i prawa komora serca ma ogromny problem, żeby pokonać to ciśnienie i krew przepchnąć do
płuc. Więc zaczyna przerastać, dochodzi do niewydolności serca. Jak ktoś już miał niewydolność serca,
to pogarsza jeszcze tym bardziej funkcje tego serca i często tych ludzi tracimy, mimo tego że przeszli
COVID-19, w wyniku powikłań. Czasami to jest rozciągnięte na wiele, wiele dni i
dlatego obserwujemy tak wysoką liczbę zgonów, mimo już relatywnie spadającej liczby zakażeń.