nie ma się czego bać, jest bezpiecznie?
Jeżeli będzie pan w Polsce, nie ma się czego obawiać zupełnie.
W żaden sposób nie ma szans ten fragment kosmicznego śmiecia nam zagrozić. Natomiast obawiać
mogą się osoby, które na przykład mieszkają w Afryce albo
dużej części też Stanów Zjednoczonych, dlatego że najbardziej prawdopodobny na obecną chwilę
wyliczony obszar, gdzie to może spaść, to jest Sudan, 9 maja.
Ale ponieważ ten fragment rakiety bardzo tak chaotycznie
lata, bo to jest taka długa tuba, która tak się toczy trochę też po orbicie. Z tego
powodu jest dosyć duża niepewność.
Właśnie to mnie trochę fascynuję.
Ale my nie mamy się czego obawiać.
To dziękuję
za to uspokojenie. Ale trochę mnie to zastanawia i fascynuje - jak to możliwe? No przecież my w badaniach kosmosu, w podróżowaniu w kosmos już mamy tyle lat,
tyle dziesięcioleci doświadczenia, nie takie rzeczy policzyliśmy, naukowcy nie takie rzeczy są w stanie przewidzieć bardzo dokładnie, tą trajektorię wykazać
na komputerach. No wszyscy oglądaliśmy te filmy przecież, to nie tylko science-fiction. Tym razem nie potrafimy? Dlaczego dokładnie nie wiemy,
gdzie i kiedy?
No właśnie dlatego, że po pierwsze ten sposób poruszania się jest bardzo chaotyczny,
w związku z czym jakby możemy tylko obliczyć wraz z nową liczbą
informacji, dzięki temu że cały czas te fragmenty są śledzone, coraz lepiej jesteśmy w stanie po prostu
przewidzieć, gdzie spadnie. Ale takie ostateczne, dokładne przewidywania będą
gotowe dopiero kilka godzin przed samym spadkiem.
Ale to się bierze, pani doktor, z jakiejś awarii czy Chińczycy coś spartolili, czy
coś po drodze się wydarzyło takiego niekontrolowanego? Dlaczego mamy w ogóle do czynienia z tą sytuacją?
I tak, i nie. Tak naprawdę tego typu zdarzenia są bardzo częste. W zasadzie codziennie
spada coś większego z orbity na ziemię. To nawet jest
kilka ton dziennie materiału, który spada z orbity - fragmenty rakiet,
które wynoszą satelity, fragmenty samych satelitów, które spadają na ziemię. Ale na szczęście większość
z tych fragmentów jest taka wygotowywana, wypalana
w atmosferze, w związku z czym do powierzchni dociera bardzo mała część tego wszystkiego.
W większości oczywiście trafia albo w ocean i tam gdzieś spada bez śladu, albo na inne
niezamieszkane obszary, których jest większość na naszej ziemi. W związku z czym nie jest to aż tak częste, że
wchodzimy bezpośrednio oko w oko z takim kawałkiem satelity czy
rakiety, która może na nas spaść. Ale takie rzeczy się zdarzają. Uspokajająco
dodam, że nigdy w życiu nie było, znaczy nigdy nie było żadnych takich godnych
zaufania informacji na temat tego, żeby ktokolwiek został poważnie ranny. Ale były rzeczywiście przypadki,
kiedy osoby
zostały trafione takimi kosmicznymi fragmentami pochodzenia ludzkiego.
Na przykład w 1997 Amerykanka
oberwała takim właśnie kawałkiem w rękę, gdy ćwiczyła sobie w parku, zupełnie
się tego nie spodziewając. Ale fragmenty takich właśnie rakiet od czasu do czasu spadają też
na zamieszkane
obszary i w sumie mieliśmy sporo szczęścia, jeżeli chodzi o to,
że nikogo nigdy nie trafiło. Bo jeżeli to jest rzeczywiście taki malutki fragmencik, jeszcze jakiś płaski, to on bardzo dobrze
wyhamuje przed dopadnięciem właśnie kogoś. Ale jeżeli to jest większy fragment
rakiety na przykład, taki, jaki spadł kilka lat temu, chyba w zeszłym roku nawet - był to
fragment Falcona 9, który spadł w okolicach Seattle.
I zrobił nawet taką troszkę dziurę - nie, niezbyt głęboką, ale jednak -
na podwórku pewnego farmera w tamtych okolicach. W związku z czym
jakby ktoś oberwał tym bezpośrednio w głowę, no to byłoby niedobrze. Na szczęście, tak jak
mówiłam, takie rzeczy się nie zdarzały.
Wszystko to wina tego złego Elona Muska. Wracając do tego parku, zawsze mi się wydawało, że ćwiczenia, proszę państwa,
na świeżym powietrzu to jest niebezpieczne zajęcie, dlatego unikam i wolę na kanapie klikać Wirtualną Polskę, do czego zachęcam.