przekroczona, wtedy być może zostanie wprowadzony któryś ze stanów nadzwyczajnych. Co jeżeli przekroczymy te barierę
na przykład 40 000 zakażeń dziennie? Czy wtedy w Polsce powinien zostać wprowadzony twardy lockdown,
któryś właśnie ze stanów nadzwyczajnych, godzina policyjna i absolutne sprawdzanie obywateli?
Ja troszeczkę jestem zaskoczony tą dyskusją o stanie wyjątkowym czy
też godzinie policyjnej. Proszę państwa, to są działania, które się podejmuje w zasadzie
jako działania represyjne. Czyli dopiero wtedy, kiedy ludzie nie
wykonują zaleceń, wprowadza się kolejny etap, można powiedzieć, restrykcji.
Jeżeli my nie dostaliśmy jednoznacznego "polecenia"
od władz "zostańcie w domach",
to dlaczego mielibyśmy teraz w tych domach być. Jeżeli słyszymy, że możemy wychodzić
z domu na różnego rodzaju spotkania do pięciu
osób, jeżeli słyszymy, że możemy się przemieszczać między miejscem zamieszkania a
innymi - przecież nie usłyszeliśmy, że mamy nie wyjeżdżać na święta. Usłyszeliśmy, że
w zasadzie to nam się tego nie zaleca, ale - no właśnie, to "ale", prawda. Nie ma obowiązku
pozostania w domu. A więc jeżeli mamy takie nieprecyzyjne komunikaty, które są właściwie bardziej
prośbami, to jak można też z drugiej strony potem mówić o tym, że społeczeństwo
tego nie przestrzega? Albo jasne zasady dotyczą wszystkich i są jasne,
czyli jest tak jak w marcu rok temu - zostajemy w domach, nie poruszamy się po mieście,
policja ewentualnie kontroluje osoby poruszające się po mieście, pytając po co i gdzie zmierzają -
to to ma sens. Natomiast jeżeli to jest takie rozmyte i jest to tak naprawdę
taka prośba, apel, ale nie ma tutaj jednoznacznego przekazu, to
moim zdaniem nie bardzo zasługujemy na stan wojenny czy stan wyjątkowy. Uważam,
że jeśli nie ogłoszono klęski żywiołowej wcześniej, to na pewno teraz miałoby
to głównie znaczenie prawne, a nie znaczenie medyczne. Dziś jesteśmy w środku cyklonu,
tak jak mówiła przede mną pani doktor. Jesteśmy na fali tsunami, więc robienie w
tej chwili jakiegoś takiego ruchu pod tytułem godzina policyjna - oczywiście to przyniesie zapewne efekty
za dwa, trzy tygodnie, ale my za dwa, trzy tygodnie prawdopodobnie w naturalny sposób już
z tej fali zaczniemy spadać, fala zacznie spadać, ponieważ taka jest natura
każdej fali, że ona bardzo narasta, potem jest pewne ustabilizowanie i zaczyna
spadać. Nie mówię tego po to, żeby ludzie nie przestrzegali zaleceń, ale mówię to po to, żebyśmy
zrozumieli, że te interwencję są już spóźnione. Jeżeli mielibyśmy mieć stan klęski żywiołowej ogłoszony,
to on powinien zostać ogłoszony na początku lutego, kiedy zaczynała się fala, a nie w tej chwili, kiedy ona jest na szczycie.