No, to w pani barze, w pani bistro to ile to jest mniej więcej klientów? Mniej niż było dotychczas.
No, to ciężko mówić dokładnie, bo tych lokali mam trochę więcej. Jest 6 Charlotte, mam bar Wozownia.
Więc każdy różni się swoją wielkością, ale 4 metry na jedną osobę to jest bardzo bardzo mało.
Więc biznes stoczył wielkie wyzwanie co zrobić, żeby to się spinało.
Ale z drugiej strony, no, już trochę jesteśmy przyzwyczajeni do pandemii, już wiemy, z czym to się je.
Szczerze mówiąc, w tych trudnych czasach cieszymy się, że nie jesteśmy zamknięci.
Ale dotąd ile miała pani stolików? W takiej standardowej swojej restauracji. A ile dzisiaj jest tych stolików?
Musiałabym wybrać jakąś jedną z nich, czyli przypuśćmy, że w Wozowni na przykład, jak są dobre czasy, jest bezpiecznie, to może wejść wieczorem 300-400 osób.
Dzisiaj jest to maksymalnie 50. Więc to jest taki drastyczny przykład. Pokazuję państwu, żeby zobaczyć drastyczny przykład, ale on jest wszędzie drastyczny.
Bo jak jest znowu mniejszy lokal, to wchodzi 50 osób, a teraz wchodzi ich 10.
Więc absolutnie to jest największe wyzwanie. Ale z drugiej strony tak jak mówię, jesteśmy może trochę do tego przyzwyczajeni i staramy się trochę przebranżawiać.
Czyli namawiać i zachęcać naszych klientów, żeby zamawiali online, żeby przychodzili i brali rzeczy na wynos.
Więc to są takie dwie nowe gałęzie tego biznesu gastronomicznego, które staram się rozwijać.
Ale też co jest ważne, że właśnie jesteśmy otwarci, że możemy działać mimo tych obostrzeń. I że przyzwyczailiśmy się już troszeczkę do działania w tych warunkach.
Czyli drugie obostrzenia, o którym pewnie zaraz pan by powiedział, czyli obowiązek noszenia maseczek zarówno przez klientów, jak i przez nas, przez pracowników.
Wszedł teraz w żółtej strefie, ale my go stosowaliśmy od początku epidemii, nie przerywaliśmy nawet po 18 maja.