Heidi Ganahl z Kolorado, USA, wysłała swoją córkę Jennę na jednodniowy biwak. Gdy siedmiolatka wróciła do domu, Heidi znalazła we włosach córki kilka kleszczy. Wkrótce po ich usunięciu Jenna zaczęła czuć się coraz gorzej. 10 dni po powrocie z biwaku jej stopy i nogi były sparaliżowane. Heidi szybko zabrała córkę do szpitala. Lekarze potwierdzili podejrzenia. Dziewczynkę dopadł paraliż odkleszczowy. Spowodowany jest on neurotoksyną, którą produkują gruczoły ślinowe pajęczaka. Gdy kleszcz pożywia się krwią, toksyna dostaje się do organizmu żywiciela, wywołując postępujący od dołu paraliż. Jest on szczególnie groźny dla dzieci do lat 10. To one najczęściej padają jego ofiarą i może być dla nich śmiertelny. Objawy ustępują po usunięciu kleszcza. Pod warunkiem, że zostanie wyciągnięty w całości. W przypadku Jenny, pasożyt nie został usunięty do końca. Jego głowa została w ciele dziewczynki. Gdy lekarze wyciągnęli pozostałości pajęczaka, Jenna szybko wróciła do...
rozwiń